Monday, February 9, 2015

Summary and Goodbye / Podsumowanie i Pożegnanie


Our trip has ended some time ago. Each place has left a picture in our memories. Yangshuo - beautiful sites. GuiLin - lots of scooters and motorcycles. Shanghai - modernity and largeness. (That is the place where one can see what does an "enormous housing project" mean.) Kangding - cold, high above see level and with crude nature. During our journey we met people from different parts of the world, from almost all the continents. It's already almost two years. It's the highest time to sum things up. This is our last post and, as the summary, it is probably the longest one. 

Nasza przygoda dobiegła końca już jakiś czas temu. Każde z miejsc zostawiło jakiś swój obraz w naszej pamięci. Yangshuo - piękne widoki. GuiLin - mnóstwo skuterów i motocykli. Shanghai - nowoczesność i ogrom. (Tam dopiero można się przekonać, co znaczy "wielkie blokowisko".) Kangding - zimno, wysoko i z surową przyrodą. W podróży spotkałyśmy ludzi z różnych stron świata, niemal ze wszystkich kontynentów. Minęły już prawie dwa lata. To najwyższy czas, by podsumować ten wyjazd. To nasza ostatnia notka. Najdłuższa, bo podsumowująca.



We achieved most of our goals. But not all of them. For example, in Chengdu the tomb was guarded too well so we didn't manage to get in, not even for a short while. Neither did we manage to try on the traditional clothes in the Tibetan district of Chengdu...

The journey supported us with many experiences and impressions and it made some of our misperceptions dissipate. Once, in ancient times, when U began to explore the secrets of the ancient art of space arranging - Feng Shui - China seemed to be a model, an unattained ideal, a source of inspiration and ideas. One could expect that staying in the Middle Kingdom will dispel any doubts and answer questions that arose back then. Well... when we left tourist places, we rather saw dingy hovels and no traces of this art that is known here as "an everyday life element of the Chinese people".

Zrealizowałyśmy większość zamierzeń. Ale nie wszystkie. Np. w Chengdu za bardzo strzegli grobowca i nie udało się choćby na chwilę tam zajrzeć, a w tybetańskiej dzielnicy Chengdu nie udało nam się przymierzyć tamtejszych tradycyjnych strojów...

Podróż dostarczyła nam wielu wrażeń i rozwiała pewne fałszywe wyobrażenia. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, kiedy to U zaczynała zgłębiać tajniki sztuki aranżowania przestrzeni - Feng Shui - Chiny jawiły się jako wzorzec, niedościgniony ideał, źródło inspiracji i pomysłów. Można się było spodziewać, że pobyt w Państwie Środka rozwieje wątpliwości i odpowie na zadawane sobie wtedy pytania. Cóż, kiedy opuszczałyśmy turystyczne miejsca, widziałyśmy raczej obskurne rudery i zero śladów tej sztuki, którą określa się u nas jako "codzienny element życia Chińczyków".

 


Another thing about architecture - toilets. The most "hardcore" one was the one that we saw on our way to Kangding: no walls - when you enter you see exposed asses... Sticking out in order to meet their physiological needs, obviously. Noone is disturbed by such a view, neither by joint use of such a toilet. Everything takes place over a sort of a channel in the floor that stretches and winds across the whole building and one can see what ran down from the first "post". In the picture here - a similar toilet (near the caves that we liked so much), but this one at least had the walls.

Inna rzecz o architekturze - toalety. Najbardziej "hardkorowa" to ta, którą widziałyśmy po drodze do Kangdingu: bez ścianek - jak się wchodzi, to na widoku wypięte gołe tyłki. Wypięte oczywiście w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych i nikomu nie przeszkadza taki widok, ani wspólne korzystanie z takiej toalety. Całość odbywa się nad swego rodzaju kanałem w podłodze, który ciągnie się i wije przez całe pomieszczenie i można nawet popatrzeć co spłynęło od pierwszego "stanowiska". Na zdjęciu tutaj - podobna toaleta (niedaleko jaskiń, które tak nam się podobały), ale ta akurat przynajmniej miała ścianki.



Of course, when we come to a new place, what strikes us the most are the differences between this new place and our daily reality. Some of such things were: ground floor is floor number one; green man on traffic lights really walks and bike rides; in some places there is no room number four (probably for the same reasons that Japanese have); when they talk about numbers, they show them in sign language (ATTENTION! Particularly important when one wants to order two things: two fingers might also mean eight, since only one hand is used to show numbers - ten is an exception, since one gets that by crossing forefingers of both hands); ... Also the views were striking sometimes, for example we were not expecting to see camels on our way.

Rzecz jasna, pojawiając się w nowym miejscu, najbardziej zauważamy to, co się różni od naszej codzienności. Do takich rzeczy należało np. to, że u nich parter oznacza się jako piętro numer 1, że na sygnalizacji świetlnej zielony ludzik naprawdę chodzi, a rowerek jedzie, że w niektórych miejscach nie mają pokoju numer 4 (prawdopodobnie z tych samych powodów, co Japończycy), że mówiąc o liczbach często pokazują je na migi (UWAGA! Szczególnie istotne, kiedy ktoś chce zamawiać dwie sztuki czegoś: dwa palce mogą oznaczać też ósemkę, bo do pokazywania liczb używa się jednej ręki - z wyjątkiem pokazywania dziesiątki, kiedy to krzyżuje się palce wskazujące obu dłoni),  ... Poza tym, widoki też były niecodzienne, np. nie spodziewałyśmy się, że będziemy oglądać po drodze wielbłądy.


We were also surprised by the use of language that we also learned at school, that is: English. Some examples were already published (check our post from 22 January), below are some more:
- "head your mind, please" - at metro station (stairs),
- "monkey and meat" - restaurant name,
- "no occupying while stabling" - Guangzhou-GuiLin train,
- "have a nice jour" - banner by the highway to Kangding,
- "don't spread germs" (our favourite one) - at a metro station in Hong Kong.

Dziwiło nas też to, w jaki sposób używa się języka, którego i nas w szkole uczyli, czyli angielskiego. Kilka przykładów opublikowałyśmy wcześniej (notka z 22 stycznia), poniżej kilka następnych:
- "head your mind, please" - napis na schodach na stacji metra,
- "monkey and meat" - nazwa restauracji,
- "no occupying while stabling" - w pociągu relacji Guangzhou-GuiLin,
- "have a nice jour" - na bannerze przy autostradzie w drodze do Kangdingu,
- "don't spread germs" (to nasz ulubiony przykład) - na stacji metra w Hong Kongu.





Asians themselves also provided us (quite often) with some interesting sights. As the most unusual ones we have to mention Chinese people - taking care of their business in banks - dressed in pyjamas (or something that looked like pyjamas). Or they were just having a walk dressed like that and we saw them while leaving the Jade Buddha Temple, full of mystical ecstasy. Our attention was also caught by Chinese women with perm on their heads. By the way, M differentiaties Chinese from Europeans by their eyebrows. They also have a specific smell. On the way to Kangding, at one of the stops, one of us bought a pack of cigarettes... not to feel the Chinese. We, on the other hand, were unusual for them. Travelling women. But more importantly - white women. (Although M was sometimes taken as a Japanese or a Chinese from the North. The lady from the tea shop in Guangzhou asked surprised whether M is U's older sister - surprised, because M obviously looks like a Chinese woman and U doesn't.)

Sami Azjaci też często dostarczali nam ciekawych widoków. Do najbardziej niecodziennych należeli Chińczycy chodzący w pidżamach (lub czymś innym, co w naszych oczach tak wyglądało), np. załatwiać sprawy w banku. Albo po prostu spacerowali w takim stroju, a my ich widziałyśmy np. pełne mistycznych uniesień na wyjściu ze świątyni Nefrytowego Buddy. Ciekawie też wyglądały tamtejsze kobiety z trwałą na głowie. Swoją drogą, M odróżnia Chińczyków od Europejczyków po tym, jakie mają brwi. Mają też specyficzny zapach. W drodze do Kangdingu jedna z nas kupiła na postoju papierosy, żeby... nie czuć Chińczyków. My z kolei byłyśmy niecodziennym widokiem dla nich. Podróżujące kobiety. A co ważniejsze - białe kobiety. (Choć M czasem brali za Japonkę, albo Chinkę z północy. Pani w herbaciarni w Guangzhou ze zdziwieniem spytała, czy M jest starszą siostrą U - ze zdziwieniem, bo przecież M przypomina Chinkę, a U nie.)


Now, let's talk about the weather. ;) As one can expect in such a big country, climate is different in different places. In the South, it was hot and short sleeves were good enough (what can be seen in the pictures that we posted before). Kangding, on the other hand, welcomed us with coldness. Each of us slept under an electric blanket and a massive duvelt, M additionally in chimney scarf and sleeping bag - U without it. So, the next morning, she [U] had her cheek almost frozen - the one that was exposed to air. Even toothpaste almost froze (and we hate the fact that such a paste really likes to get out the tube - very quickly and in big quantities). Everything was cold, but it also had the advantages - the sky was bright blue, beautiful.

A teraz porozmawiajmy o pogodzie. ;) Jak można się spodziewać po tak wielkim kraju, w różnych miejscach panuje różny klimat. Na południu było gorąco i wystarczały nam krótkie rękawki (co zresztą widać na zdjęciach, które opublikowałyśmy wcześniej), Kangding z kolei przywitał nas chłodem. Każda spała pod kocem elektrycznym i masywną kołdrą, M dodatkowo w kominie i śpiworze - U nie i rano obudziła się z prawie zmrożonym jednym policzkiem - tym, który miał kontakt z powietrzem. Nawet pasta do zębów nam prawie zamarzła (i niech licho weźmie fakt, że taka pasta lubi później bardzo szybko w dużych ilościach sama wychodzić z tubki...). Wszystko było zimne, ale miało to swoje plusy - niebo było jasne, niebieskie, przepiękne.


But not everything is beautiful and colourful, as can be seen in pictures. In Leshan, some of the handrails were rusty (and we had to climb the stairs really high, while those handrails were the only protection from falling down). In Tagong, a boy invited us to his home and asked if we would take him to Europe. And, of course, he wanted us to give him money. Because we were tourists, we were white, so obviously we had money. In general, they were very interested in our money. It seemed like everywhere there was someone that wanted to sell us something: bags, watches, food, telephones, ... And always these were original brands! (Just as the seats covers in a bus that obviously come from the well known designer... - see picture below.) We saw a man that was riding a bike and selling CDs which he played while riding with quite a powerful set of loudspeakers - we assume it was some kind of an advertisment of his business. CDs ranged from jazz, through r'n'b, to techno music, so everyone should be able to find something for their tastes. Speaking of trade and music, we often felt that our situation was best described by a song "Żyję w kraju". (Sorry, it is in Polish...)

Ale nie wszystko jest piękne i kolorowe, jak to widać na zdjęciach. W Leshan niektóre poręcze były zardzewiałe (a trzeba się było wdrapywać wysoko po schodach, przy których te poręcze były jedynym zabezpieczeniem). W Tagongu jakiś chłopiec zapraszał nas do domu, a potem pytał, czy zabierzemy go do Europy. No i, oczywiście, chciał, byśmy dały mu pieniądze. Bo turysta, bo biały, to na pewno ma. W ogóle bardzo interesowały ich nasze pieniądze. Wydawało się, że wszędzie ktoś chciał nam coś sprzedać. To torebki, to zegarki, to jedzenie, to telefon... I wszystko oryginalne! (Tak jak i tapicerka w autobusie - od znanego projektanta... - zdjęcie poniżej.) Widziałyśmy pana, który jeździł na rowerze wożąc płyty CD i odtwarzając je po drodze z całkiem niezłą mocą głośników - chyba w ramach reklamy swojej działalności. Płyty miał różne, od jazzu przez r'n'b do techno. A skoro mowa o handlu i muzyce, to często czułyśmy, że naszą sytuację wspaniale opisuje piosenka "Żyję w kraju".




Apart from that, there were many annoying things also in the behavior of the Chinese, even if that didn't have anything to do with the reaction to our presence there. Sputtering - everywhere, including loud spitting out on the street from the truck window while standing on the traffic lights. Plus, cigarette smoking - a very common addiction (however, mostly in the case of men, a woman with a cigarette is a rare view) - they smoke a lot and everywhere, including restaurants and all the places with "no smoking" signs.

Another thing. In Kangding, it turned out that something like sending a text is not always possible, even if you have network reception and roaming activated. So, when M was stressed thinking that U was kidnapped, and she was looking for her in the town, U was calmly (sic!) sitting by the river, convinced that the message about this fact reached M...
 
The way was tiring and we tried sometimes to prevent the muscle sore by making use of some popular (folk) wisdom suggesting to drink beer in such cases. But... Not only such a remedy is not easy to find, but also its composition does not exactly resemble anything that we are used to. "This beer is almost from Russia, it should have at least four percent!" [of alcohol] It has 3.3. This is already a lot. It didn't help anyway, our butts still ached.

Było też sporo irytujących rzeczy w samym zachowaniu Chińczyków, które nie miało żadnego związku z reakcją na nasz pobyt w danym miejscu. Charczenie - wszędzie, łącznie z donośnym pluciem na ulicę przez okno ciężarówki podczas stania na światłach. Palenie papierosów jest bardzo powszechnym nałogiem (choć głównie u mężczyzn, kobieta z papierosem to rzadkość) - palą dużo i wszędzie, łącznie z restauracjami i wszelkimi miejscami ze znakiem "zakaz palenia".

Poza tym, w Kangdingu okazało się, że coś takiego jak wysłanie smsa niekoniecznie jest możliwe - nawet jeśli ma się zasięg i włączony roaming. I podczas kiedy M się stresowała, że U została porwana i szukała jej w mieście, U siedziała spokojnie (sic!) nad rzeką, przekonana, że wiadomość o tym fakcie dotarła do M...

Droga często była męcząca i czasem próbowałyśmy zapobiegać zakwasom korzystając ze starej mądrości ludowej sugerującej w takim przypadku spożycie piwa. Ale... Nie dość, że taki specyfik nie jest wcale łatwy do znalezienia, to jeszcze jego skład nie do końca przypomina to, do czego jesteśmy przyzwyczajone. "To piwo prawie z Rosji, to powinno mieć ze cztery procent!" Ma 3.3. To i tak dużo. Zresztą, i tak nie pomogło, tyłki (po rowerach) nadal bolały.


With no doubts China is a country worth visiting and full of beautiful places, wonderful architecture and people that can teach us a lot by sharing their view of the world. But - to be honest - one can say that about any country. Every culture might be interesting, and every place fascinating, if only one wants to look at them in this way. We were equally impressed by Hong Kong, even though we were there for a really short time. By the way, inspired by a visit at the Giant Buddha in Hong Kong, at the souvenir market U bought herself a... scorpio. (While writing this, she doesn't even know where it is... But while publishing this post - she already knows, so don't worry!)

Chiny niewątpliwie są krajem wartym odwiedzenia i pełnym przepięknych miejsc, wspaniałych obiektów architektury i ludzi, którzy mogą nas wiele nauczyć dzieląc się swoim spojrzeniem na świat. Ale - aby być szczerym - można tak powiedzieć o każdym kraju. Każda kultura może być interesująca, a miejsce fascynujące, jeśli tylko chce się na nie tak patrzeć. Równie duże wrażenie zrobił na nas Hong Kong, choć byłyśmy tam naprawdę krótko. Swoją drogą, natchniona wizytą u Wielkiego Buddy z HK, U na bazarku z pamiątkami kupiła sobie... skorpiona. (W chwili pisania tej notki nawet nie wie, gdzie on jest... Ale za to w chwili publikowania jej - już wie, więc bez obaw!)


Since we came back to spiritualism, the Goat Year is starting on 19th February: Happy Chinese New Year!!! :)

Skoro już mowa o duchowości, 19 lutego rozpoczyna się Rok Kozy, życzymy wszystkim Szczęśliwego Chińskiego Nowego Roku!!! :)
 

And, in this optimistic way, we finish our adventure description. We are very thankful for all those of you, who were with us and supported us. And who, by mentioning sometimes about anything that was published on this blog, gave us motivation to finish this project - what, as you can see, took us quite a lot of time and was not so easy. Thank you!

Whoever is interested, more pictures (and even some recordings on the basis of which the posts were created) are available. :)

I tym optymistycznym akcentem, kończymy opis naszej przygody. Serdecznie dziękujemy wszystkim, że byli z nami i nas wspierali. I że wspominając czasem o tym, co było opublikowane na blogu, dawali nam motywację, by dobrnąć z tym przedsięwzięciem do końca - co jak widać, zajęło nam sporo czasu i nie było takie łatwe. Dziękujemy!

Jeżeli ktoś jest zainteresowany, udostępnimy więcej zdjęć, a może nawet i nagrania, na podstawie których powstawały te wpisy. :)


U. i M.

No comments:

Post a Comment