Wednesday, December 3, 2014

Few words about food / Kilka słów o jedzeniu

At the beginning, we have to say that Chinese cuisine is: first of all - very tasty, secondly - completely different from what can be found in the majority of Chinese "restaurants" in Warsaw (or any other Polish city that we visited). But, even if something is really delicious, after some time one just can't stand it anymore. In Kangding, our main thought was: "Enough! Give me some pizza!". In Leshan, we went to KFC for lunch. And our dreams of Emei were: tuna salad and muesli - "yes, we badly want muesli, as well". And the hope for future: "And in Shanghai, we will cook potatoes!". With no doubts Polish diet is different from a Chinese one. As for example, here's the menu of one of many restaurants we passed by. In this particular one (in contrary to some others), at the entrance there were no hanging dogs without skin, ready to be put on a frying pan. We didn't dare trying the delicacies from this menu. However, we have a few other experiences connected with food. Actually, 'Magic Mango' (don't mix the name with 'magic mushrooms') was much more tempting than lynxes, cats, turtles or dogs...

Na początku musimy powiedzieć, że kuchnia chińska jest: po pierwsze - bardzo smaczna, po drugie - zupełnie różna od tego, co podają w większości chińskich knajpeczek rozsianych po Warszawie (czy jakimkolwiek innym polskim mieście, które miałyśmy okazję odwiedzić). Ale, choć coś jest naprawdę wyborne, po pewnym czasie można mieć tego dość. W Kangdingu przyświecała nam myśl: "Już dość! Chcemy jakąś pizzę!". W Leshan na obiad poszłyśmy do KFC, a w marzeniach o Emei pojawiła się sałatka z tuńczyka i musli - "tak, musli też bardzo chcemy". I nadzieja na przyszłość: "A w Szanghaju będziemy gotować ziemniaki!". Niewątpliwie polskie nawyki żywieniowe znacznie różnią się od chińskich. Dla przykładu, oto menu jednej z wielu restauracji, które mijałyśmy. Akurat w tej (w odróżnieniu od kilku innych) nie było wiszących w wejściu obdartych ze skóry psów, gotowych do wrzucenia na patelnię. Nie odważyłyśmy się próbować przysmaków z tego menu, ale za to mamy kilka innych doświadczeń związanych z jedzeniem. Właściwie 'Magic Mango' (nie mylić z 'magic mushrooms') było dużo bardziej kuszące niż rysie, koty, żółwie czy psy...


Let's start with snacks and starters. There are not many of them and it seems that the favourite snack here is chicken feet. Or legs. Though, we are not sure if these were only chickens, since we saw also some pheasant-like things at a market, as well. Anyway, those feet are for example in plastic bags and they [the Chinese] "walk and eat, or take a bus and eat and in general, all the time, they eat". In the pictures below - hot (spicy) tofu and cake, probably with green tea.

Zacznijmy od przekąsek i przystawek. Nie ma ich wielu i wydaje się, że tutejszą ulubioną przekąską są kurze łapki. Albo udka. Ale nie jesteśmy pewne, czy tylko kurze, bo na targu widziałyśmy też coś przypominającego bażanty. W każdym razie, te nóżki mają np. w woreczkach i "łażą i jedzą, albo jadą autobusem i jedzą i w ogóle non stop jedzą". Na zdjęciach poniżej tofu na ostro i ciasto prawdopodobnie na bazie zielonej herbaty.



Time for main dishes... What is interesting, in restaurants, the Chinese order at first a main dish - actually a few different ones that they all eat together - and only then, if they are still hungry, they order rice - to make them full. One of the best known (in Poland) Chinese dishes is probably Gong Bao Ji Ding - hot chicken with peanuts (picture below). Another picture shows so-called Huo Guo. Literally, it means: hot pot. One can treat it both as a dish and as a way of spending an evening (that we liked a lot). In this pot, one can cook previously ordered ingredients (also shown below) by oneself and have fun experimenting with time used for cooking.

Czas na dania główne... Co ciekawe, Chińczycy w restauracjach zamawiają najpierw konkretne danie - właściwie to kilka różnych, które wszyscy wspólnie jedzą - a dopiero potem, jeżeli się nie najedzą, zamawiają ryż - żeby się "dopchać". :) Chyba jednym z najbardziej znanych u nas chińskich dań jest Gong Bao Ji Ding, czyli kurczak z orzeszkami na ostro (zdjęcie poniżej). Kolejne zdjęcie przedstawia tak zwane Huo Guo. Dosłownie znaczy to: gorący garnek. Traktować to można zarówno jako  potrawę, ale i jako sposób spędzania wieczoru (który bardzo przypadł nam do gustu). W takim garnku można samemu ugotować zamówione wcześniej składniki (również na zdjęciach poniżej) i bawić się eksperymentując z czasem przeznaczonym na gotowanie.






However, when it's hot outside, one has more appetite for something refreshing, for example rambutans for lunch. Much more tasty than the ones we knew from Poland... Yummy :)

Jednak, kiedy jest gorąco, człowiek ma raczej apetyt na coś odświeżającego, np. owoce rambutanu na drugie śniadanie. Dużo smaczniejsze niż te, które znałyśmy z Polski... Niamku :)


We also tried the taste of other products available in Poland. And, as predicted, they were quite different than at home. For example, kumquats are... sweet! Besides that, the coconut milk tastes far better... Maybe that's not the taste itself, but our perception that makes the difference. There's nothing to hide, one drinks coconuts in one way at home, and in another one while on holiday :)

Próbowałyśmy też smaków innych produktów dostępnych w Polsce, choć pochodzących z tego właśnie rejonu świata. I, jak przewidywałyśmy, były dość odmienne od tych w domu. Na przykład, kumkwaty są... słodkie! Poza tym, mleczko kokosowe smakuje dużo lepiej... Może to nie sam smak, ale nasz odbiór odpowiada za tę różnicę. Nie ma co ukrywać, inaczej pije się kokosy w domu, a inaczej na urlopie :)

Anyway, we were more focused on trying new things. New mostly for U, since M has already tried them before. So, here are U's first impressions: part I - jackfruit. In short - sweet, tasty. A bit like the connection of pineapple, apple and mango.

Byłyśmy jednak bardziej skupione na próbowaniu nowych rzeczy. Nowych głównie dla U, jako że M już ich wcześniej próbowała. Oto pierwsze wrażenia U: część I (proszę nie sugerować się numeracją doświadczeń w filmiku ;) ) - dżakfrut (czyli owoc drzewa bochenkowego).


Part II - durian (well, maybe that will explain my comments on that specific fruit). Comparison that U made: it tastes like kohlrabi, cauliflower and potatoes with sugar.

Część II - durian (może to wyjaśni moje komentarze dotyczące tego specyficznego owocu).





Time for commenting drinks. The most important thing - THE tea. We tried a few. And, as one could have guessed, we liked jasmine one the most. While trying it in a tea room, we also somehow took part in preparing it. Interesting series of steps, very uncommon for Polish style of tea preparing and drinking. In short: pour water onto it, threw it away, pour water again, drink, be happy that it worked.

Czas na skomentowanie napojów. Najważniejsza rzecz - herbata. Spróbowałyśmy tego trochę. I, jak można się domyślić, najbardziej smakowała nam jaśminowa. Podczas degustacji w herbaciarni, miałyśmy okazję poniekąd uczestniczyć w procesie jej przygotowania. Ciekawy szereg kroków, odmienny od polskiego stylu parzenia i picia herbaty. W skrócie: zalać, wylać, zalać jeszcze raz, wypić, cieszyć się, że się udało.


When it comes to alcoholic drinks - well, long story short: it's good they have an open market for the import of such things. Vodka here (with alcohol content of 55 %) has a taste which we described as the connection of old cheap eau de toilette with gasoline.

Jeśli chodzi o napoje alkoholowe - co tu dużo mówić, dobrze, że rynek mają otwarty na import takich rzeczy. Tutejsza wódka (o zawartości alkoholu 55 %) ma smak, który określiłyśmy jako połączenie starej taniej wody kolońskiej z benzyną.

For the end - perhaps the most interesting thing we have tried... That is: purple sweet potato with banana milk shake and sweet refreshing green cucumber drink. And none of us is sure if the potatoes were cooked before. Anyway: cheers!

Na koniec - prawdopodobnie najciekawsza rzecz, jakiej spróbowałyśmy, czyli: mleczny koktajl ze słodkich fioletowych ziemniaków i bananów oraz słodki orzeźwiający napój ogórkowy. Żadna z nas nie wie, czy ziemniaki były wcześniej ugotowane. Ale, co tam! Zdrówko!